8 wrz 2007

Saame tuttavaks (Let's get acquainted)

W końcu postanowiłyśmy coś opublikować. Blog został założony kilka dni temu, ale nadmiar obowiązków służbowych (imprezy, przyjęcia, imprezy, imprezy no i może trochę przyjęć) uniemożliwiały nam nie tylko napisanie czegoś sensownego, ale napisanie czegokolwiek.
Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Poniższy post będzie zlepkiem wszystkiego tego, co nas w jakikolwiek sposób zdziwiło/zaskoczyło/spadło nam na nogę w ciągu ostatnich 10 dni. Jeśli sposób pisania wyda się wam chaotyczny, niezrozumiały, pozbawiony sensu to właśnie takie było nasze zamierzenie. Dodatkowo wszystkie błędy gramatyczne/stylistyczne/ortograficzne i inne zostały popełnione rozmyślnie i celowo.

Spostrzeżenia:
I. Strasznie ciężko jest się zabrać za prowadzenie bloga.

II.Estońskie akademiki różnią się trochę od polskich. Pierwsza różnica jest taka, że nikt nie pali na korytarzach. Dla palaczy są specjalne wydzielone "boxy", które wyglądają jak klatki dla zwierząt. Zakaz obejmuje wszystkie restauracje i puby. W ogóle w Estonii mało się pali (komentarze w stylu palenie szkodzi zdrowiu mnie nie interesują).
Akademik w którym mieszkamy z zewnątrz prezentuje się całkiem interesująco. Początkowo prezentował się tak też i wewnątrz do momentu kiedy codziennie nie zaczęłyśmy odkrywać nowych usterek. A to coś odpada, a to coś się nie domyka (spróbujcie wytłumaczyć po angielsku na portierni, że wam okleina odstaje z szafki;). Podpisując umowę dostałyśmy także listę rzeczy zakazanych. Nie wolno nam np. otwierać okien. W sumie po co komu dopływ świeżego powietrza. Z jednej strony jest to pewnie spowodowane tym, żeby nie uciekało ciepło, ale jak się dowiedziałyśmy z nieoficjalnych źródeł, akademik został wybudowany za szybko i ma liczne niedociągnięcia. Ponoć ktoś kiedyś otworzył okno i ono wypadło. Od tej pory obowiązuje zakaz, ale musimy się przyznać, że czasem, kiedy chcemy się poczuć jak recydywistki (?) pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa i trochę powietrza wpada nam do pokoju. Jak szaleć to szaleć.
Mieszkamy w module: 3 pokoje 2 osobowe przypadają na łazienkę i kuchnię. Niby dużo miejsca, ale póki co mieszka nas już 4 i wizja 2 nowych dziewczyn nas osłabia. 6 bab do jednego prysznica. 6 bab do 2 palników w kuchence. To będzie prawdziwa szkoła życia.
Co bardzo przyjemne w takich modułach przeważnie ludzie pogrupowani są narodowościowo. Jak zostało nam powiedziane, żeby uniknąć 'szoku kulturowego'. Ja przeżyłam prawdziwy szok jak się dowiedziałam, że po 4 dniach podróży (o tym później) będę miała możliwość to improve my polish. Żeby było nam przyjemniej nasi sąsiedzi też są Polakami. W ogóle jest tu dużo Polaków. Stanowimy chyba 20% wszystkich studentów Erasmusa, tak że trzeba uważać co i gdzie się mówi:) Więcej jest chyba tylko Niemców, ale raczej wysłali reprezentacje najsympatyczniejszych bo większość z nich lubię. Poza tym są ludzie z Rosji, Włoch, Hiszpanii, Francji, Belgii, Czech, Słowacji, Gruzji, Mołdawii....Czasami można spotkać też jakichś Estończyków. Ogólnie towarzystwo jest mieszane, i wszyscy, o dziwo, lubią alkohol.

III. Większość lubi tez Polskę. Prawie każdy był już w Polsce i poza jednym Węgrem reszcie się podobało. Mało tego, poza podstawowymi zwrotami takimi jak "kurwa, piwo, dzien dobry" niektórzy to nawet uczą się polskiego. Poznałyśmy pewnego Niemca, który nawet celowo zapisał się na kurs polskiego, bo tak bardzo polubił nasz kraj. Sam z własnej, nieprzymuszonej woli. Obawiam się, ze jak tak dalej pójdzie to będę zmuszona zmienić swój stereotyp Germanina.

IV. Akulturacja. Nagle zaczęłam rozumieć tych wszystkich biednych ludzi, którzy po powrocie z zagranicy nie w stanie poprawnie używać ojczystego języka. Po dwóch dniach mówienia po angielsku nie byłam w stanie sklecić ani jednego poprawnego zdania po polsku. Mało tego, zaczęłam się jąkać i świszczeć a rodzice stwierdzili dodatkowo, że seplenię. Mamy u siebie studentkę polonistyki, która również przechodziła przez te fazy. Ogólnie teraz porozumiewamy się bliżej nieokreślonym dialektem, w którym dominują pewne uniwersalne frazy:
Lista słów bez których nie można się obyć:
definitely - słowo klucz, pasuje wszędzie i do każdej sytuacji, używa się go tu na określenie wszystkiego i wszystkich, gdybym za każde użycie dostawała 1 koronę, nie musiałabym prosić rodziców o dosyłanie mi pieniędzy:)
not more than usual- kolejna perełka, jak by się głębiej zastanowić to również pasuje do każdej sytuacji. Przykładowy dialog: Cześć. Jesteś już pijany? odp. Not more then usual



ps. zdjecia zostana dodane jak tylko nauczymy sie jak to sie robi

Esme

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

hehe. Cos o klopotach ze zmobilizowaniem sie do pisania bloga wiem ;)
Nianiu ogg i babciu Esme, zaczynam was postrzegac jako jeden zrosniety twor ;) moze byscie czasem swoje wypowiedzi wyodrebniły, podzieliły lub cos w tym stylu? Bo jak potem wrocicie to ja bede miała problem rozroznic ktora z Was jest kim ;P
a co do trudnosci porozumiewania sie w ojczystym jezyku to rozumiem was doskonale :0 ja mialam w akademiku nauke czeskiego ze wzgledu na wspolokatorke nauke po niemiecku porozumiewanie sie po angielsku ado tego intensywnie uczylam sie wlaskiego. Gramatyki wszystkic jezykow laczcie sie i niech zyje wieza babel. Dodatkowo mialam uczucie zakwasow na jezyku. I to wcale nie od tego o czym niektorzy z was - bezboznicy - mogla w tej chwili pomyslec ;)

z erasmuskim pozdrowieniem

Darka :>

Anonimowy pisze...

Ulla cieszem siem szaleniem żeś założyła blogaska :P.Proszę utrzymajcie pratchetwski styl, albo chociaż bądźcie złośliwe, no albo w ostateczności opisujcie perwersyjne i wyuzdane przygody, chciażby zmyślone. no bo chyba nie będzie tutaj grzecznie?

Na Freestylu i Na Ostatnią Chwilę pisze...

A porpos wyuzdanych i perwersyjnych przygód to nanny Ogg, poszła niedawno sie łajdaczyc z Japończykiem o 10 rano i wróciła w pomiętolonej bluzce. Okazało sie jednak ze po prostu jej nie wyprasowała przed wyjsciem
esme

Na Freestylu i Na Ostatnią Chwilę pisze...

Darka jak mogłaś nie rozpoznać kto to napisał? Przecież mój przejrzysty, logiczny styl w niczym nie przypomina wypocin babci Esme. Ja jeszcze nic tu nie napisałam, ja się psychicznie nastawiam :)
A co do Japończyka, to potem zobaczymy, jak ja sobie pojadę do Japonii, to kto będzie się śmiał ostatni.
Angie możesz liczyć na Pratchetowski styl w wykonaniu Esme, ona w sumie tylko tak potrafi się wypowiadać.
To pisałam ja, Niania Ogg

Anonimowy pisze...

poznałam poznałam, tylko nie wiem jak to u Was funkcjonuje, czy zawsze jedna bedzie pisac a druga jej zza ramienia zerkać czy Babcia dop[uści czasem Ciocie do klawiatury ;)

Anonimowy pisze...

Indeed, "not more than usual" is quite Useful, especialy for the students of the room 412.

But I'ld mention the key "FUUCK", or "ta mère en short", "Tcheu", and the "fellation au miel". Know those words and U are prepared to spend a semester in Tartu..

Anonimowy pisze...

Oj dziewczynki, dziewczynki :)

Anonimowy pisze...

Ze swej strony, z dziedziny słów-kluczy polecam "I have no choice" i "Shit happens". Na wszystko tym odpowiedzieć można.