11 wrz 2007

cd. Saame tuttavaks (Let's get acquainted)

cd. Spostrzeżenia

IV. Kierowcy. Są super. Zatrzymują się za każdym razem jak tylko człowiek zbliża się do krawędzi chodnika. Przynajmniej większość z nich. I większość dróg w Estonii jest jednopasmowa. Mało ludzi to i drogi są niepotrzebne.

V. Woda. Jest straszna. Jest tak twarda, że po dwóch tygodniach eksploatacji mojego czajnika całe jego dno pokryło się kamieniem (szkoda że nie złotem). W takim tempie za miesiąc będziemy w stanie założyć swój własny, prywatny kamieniołom. Większość z nas ma od niej uczulenie i wypadają nam włosy. Jeśli zaczną też wypadać nam zęby wtedy się zdenerwuję. Poza tym cały czas mamy czerwone, przekrwione oczy i jesteśmy zmęczone. Ogólnie rzecz ujmując z kazdym dniem wyglądamy lepiej i lepiej.

VI. Estończycy. Są naprawdę mili i wcale nie tacy zamknięci w sobie jak by sie mogło wydawać. Kilka dni temu w poszukiwaniu budynku w którym odbywać sie miały nasze zajęcia udałyśmy się z nianią Ogg w niewłaściwym kierunku. Mówiąc inaczej zabłądziłyśmy. Wówczas zza zakrętu wyłonił się tubylec, który zagadnięty o ulicę zaoferował nam swoją pomoc. Mówiąc inaczej odprowadził nas pod sam budynek a nie było mu po drodze. Inny przykład: którejś pięknej nocy brałyśmy udział w międzynarodowym spotkaniu przedstawicieli intelektualnych elit poszczególnych krajów czyli w babskiej popijawie. Uraczone lokalnymi trunkami poszłysmy do klubu, gdzie inni mili Estończycy zaoferowali nam konsumpcje następnych lokalnych trunków.
Jeden wręczył mi nawet długopis. I nieważne że następnego dnia okazało się, że jest on zepsuty.
I żeby Was ostatecznie przekonać oto niezwykle emocjonująca opowieść o bułce tartej. Poszłysmy kiedyś z nianią Ogg do sklepu dokonać zakupu jadalnych towarów. A że naszła nas ochota na kotlety sojowe, do ich przygotowania potrzebowałyśmy bułki tartej. Jak powiada niania Ogg "Nasza znajomość angielskiego w tej materii była taka sama jak estońskiego. Nie wiedziałyśmy ani jak jest kotlet ani jak jest bułka tarta". Tknięte przeczuciem zagadnęłyśmy jednak zbliżajacą sie Estonkę i przy użyciu różnych gestów (cenzuralnych!!!) wytłumaczyłyśmy jej o co nam chodzi. W rzeczy samej, znowu odniosłyśmy sukces a na wspomnienie samego obiadu Niani dalej leci ślinka (w zasadzie leci jej cały czas, ale to inna sprawa). Tak na serio, Estończycy, przynajmniej ci młodzi, są naprawdę bardzo pomocni i świetnie mówią po angielsku.


Esme

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

A propos kotletów, kiedyś w Czechach usiłowaliśmy kupić w aptece tabletki na przeczyszczenie. Ni jak nie dało się wytłumaczyć o co nam chodzi po polsku, angielsku i przy użyciu czeskiego słowotwórstwa (naszym zdaniem wcale niezłego). Dopiero użycie różnych gestów (nie do końca cenzuralnych) pzryniosło skutek i dostaliśmy upragniony środek, do tego znanej polskiej firmy farmaceutycznej :) Miałyście ciut trudniejsze zadanie, bo o ile pokazanie, za przeproszeniem, zatwardzenia nie nastręcza większych problemów, o tyle pokazania kotleta sojowego i bułki tartej sobie nie wyobrażam.