2 sty 2008

KASZA





A jednak. Myślałam, że skoro przez 4 miesiące nie wystąpił to się już nie pojawi. Oczywiście culture shock. Życie jak zawsze mnie zaskoczyło. Nic już nie będzie takie jak było (joł).
Tak wiec: w odwiedziny do Fine (naszej niemieckiej współlokatorki) przyjechały 4 koleżanki ( i przez pewien czas mieszkało nas 8 ale to inny wątek). Wczoraj, około godziny 18 poczułyśmy z Ulą przejmujący głód. Okazał się on na tyle silny, że zwlókł mnie z łóżka w celu znalezienia czegoś, co nie byłoby zbyt zielone, włochate i samo nie pełzało. Niestety, poszukiwania spełzły na niczym i musiałyśmy się zadowolić tym czym zawsze. Do wyboru miałyśmy kasze, makaron i ryż. Przeważnie jemy makaron, bo najkrócej się go gotuje (a przecież czas to pieniądz) ale z racji, że wczoraj był pierwszy dzień nowego roku postanowiłyśmy zaszaleć i pozwolić sobie na małą ekstrawagancje, więc zaczęłam gotować kaszę. Kiedy tak sobie stałam w jednej ręce z łyżką do mieszania a w drugiej trzymając kaszę podeszła do mnie jedna dziewcząt, które przyjechały w odwiedziny, i z niepokojem w oczach spytała: co to. Niepokój przeszedł na mnie. Jak można nie wiedzieć ze to kasza? Pomyślałam i poszłam sprawdzić do słownika jak to będzie w języku Albionu. Odpowiedź znaleziona w słowniku nie była satysfakcjonująca więc problem został nierozwiązany. Z nadzieją zwróciłam się do Andrei, która studiuje literaturę (więc może przynajmniej coś kiedyś czytała na temat kaszy) ale wymachiwanie opakowaniem przed jej oczami na niewiele się zadało. Przez kilka minut zastanawiała się nad niemieckim określeniem na naszą kolację. Ostatecznie podała kilka słów, ale tak jakos bez przekonania. Dodała także, że jadła :”to” tylko parę razy w życiu, ale chyba tak z grzeczności tylko. Prawdziwy szok nastąpić miał za chwile. Do pokoju weszła także Fine, popatrzyła na kaszę, i się zawahała. Pierwsza z dziewcząt która rozpętała cała „kaszową” dyskusję wzięła surową kaszę i zaczęła ją jeść mówiąc, że to takie chrupiące. Fine potwierdziła i dodała, że można tego używać do musli. Gytha i ja stanęłyśmy jak wryte (gwoli ścisłości Gytha leżała akurat, ale szok, jakiego doświadczyło odbił się na jej facjacie). Ta przejmująca i niezwykle ważna dla ludzkości historia skończyła się tak, że ja gotowałam kaszę a za moimi plecami stały 4 Niemki przyglądające się temu wydarzeniu w takim skupieniu, jak by brały udział w nabożeństwie. Jak się okazało, w Niemczech kasza jest naprawdę niepopularna. Niby jesteśmy sąsiadami, a takie różnice kulturowe. Tak jak już napisałam, odtąd życie nie będzie takie samo.
A poza tym mamy nowy rok i pewnie powinnam wszystkim czegoś tam życzyć. Wiec czego tam sobie tylko chcecie.

2 komentarze:

Alex pisze...

Kasia i Ula, czesc!!!!

Jak sie macie?
Were you staying in Tartu on New Year's day? How did you celebrate it?

I'm missing Tartu, Raatuse, you!

But home is home. Will you stau for the 2d semester? I hope - yes.

Yours,
Alexey

Anonimowy pisze...

to bedzie mój pierwszy komentarz, ale wywołany jakże wysokimi emocjami, poniewaz Kasia K. sie do mnie w ogole nie odzywa, wiec Kasiu historia o kaszy jest bardzo fascynujaca i pouczajaca, ale co sie z Toba dzieje poza gotowaniem kaszy w pierwszy dzien nowego roku :O, bo nie wątpie ze zabawe w kraju polnocnym to Ty masz i czasu brak dla starych znajomych:P, no w kazdym badz razie pozdrawiam serdecznie Ciebie i cala Twoja zwariowana ekipe :) i do zobaczenia